Odwrocila sie, slyszac niski meski glos. Mezczyzna w drzwiach byl od niej o glowe wyzszy, ale spojrzenie mial spuszczone i unikal jej wzroku.
-Stephanie?
-Wyjezdza pani?
-Owszem, o ile dylizans przyjedzie. - Mina znow spojrzala na droge. Stephan zrobil krok w jej strone.
-Moze cos przyniesc? Cos do jedzenia albo picia? Moze pani jeszcze dlugo czekac. Nie byla pani na
obiedzie... a juz sie sciemnia.
Chociaz gesto rosnace drzewa zaczynaly sie tuz za przycietym trawnikiem, Mina nie bala sie lasu ani nadciagajacej nocy. W lasach zyly dzikie zwierzeta, ale rzadko zblizaly sie do skupisk ludzkich. Mimo to obdarzyla mezczyzne usmiechem.
-Nie boje sie. - Nie oczekiwal nic wiecej, dlatego kiedys mu to dala. - Dziekuje.
Popatrzyl na nia; duzy mezczyzna o pospolitej twarzy i wielkich spracowanych dloniach. Do sluzby domowej przeszedl z pracy w polu i nigdy nie przyzwyczail sie do nowej funkcji. Usmiechnal sie, a ona bez trudu przypomniala sobie smak jego ust.
-Nie ma sprawy.
-Poczekam z pania - odezwal sie Stephan. - Dopoki pani nie pojedzie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach